Jak zrobić program 10 kroków?
Zrób go z aplikacją
Aplikacja poprowadzi Cię krok po kroku przez pełne 10 miesięcy. Każdego dnia będą na Ciebie czekać przygotowane treści, pytania do refleksji i praktyczne wskazówki. Powiadomienia przypomną Ci, by zrobić kolejny mały krok w stronę celu i nieustannie posuwać się naprzód.
Zrób go z książką
Dla osób, które wolą klasyczne rozwiązania, przygotowana została książka. Oprócz miejsca na własne notatki znajdziesz w niej pytania i ćwiczenia, które pomogą Ci zatrzymać się i przyjrzeć swojemu rozwojowi. Może pełnić rolę osobistego dziennika i wspierać świadomą, trwałą zmianę.
Zrób go z pomocą liderki
Program 10 kroków z liderką możesz przechodzić na dwa sposoby – w małej grupie lub indywidualnie. Regularne spotkania online, możliwość dzielenia się doświadczeniem oraz dodatkowy kontakt na WhatsApp sprawią, że zawsze będziesz mieć wsparcie i kogoś, kto pomoże Ci wytrwać.
3 stopniowy plan trwałej zmiany
1.Naucz się obsługiwać swoje ciało i umysł.
Zrób fundamentalny program „10 kroków samodyscypliny miłości”, który przywróci Ci sprawczość i wpływ na swoje życie oraz pozwoli Ci w końcu poczuć się sobą.
2.Naucz się wyznaczać i realizować swoje (a nie cudze) cele.
Następnie wzmocniona i bardziej świadoma siebie wejdź w program „O jeden krok dalej” i wyznacz cel zgodny ze sobą a nie z obecnymi trendami czy opinią ludzi.
3.Utrwalaj zmianę dzięki motywacjom na żywo.
Ciesz się swoim autentycznym życiem, realizując swoje cele, na bieżąco inspirując się motywacjami na żywo w aplikacji.
Zobacz gdzie możesz być już niebawem
Poznaj historie ludzi, którzy zawalczyli o swoje życie.
Kalendarz spotkań
Spotkaj się z nami
1 Zjazd liderek SSM
Spotkanie z uczestniczkami SSM Szczecin
Spotkanie z uczestniczkami SSM Szczecin
Wspieram Cię w Twojej zmianie na moich mediach!
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Suspendisse varius enim in eros elementum tristique.
Moja historia
Wszystko wskazywało na to, że nic ze mnie nie będzie.
Wychowywana w tradycji polskiej rodzinności i religijności, moim jedynym celem było stworzenie pełnej rodziny. Uważałam, że jak się ma kochającą rodzinę to się ma wszystko, i nic nie jest ważniejsze od tego. Od 15. roku życia zmagałam się z depresją, która zaczęła się po rozstaniu moich rodziców. To była dla mnie tragedia, której nie umiałam zaakceptować. Zaczęłam brać leki, nie raz trafiałam do szpitala psychiatrycznego, moje życie było niestabilne, a ja nie wiedziałam, co mam ze sobą robić.
Moja historia
Wszystko wskazywało na to, że nic ze mnie nie będzie.
Wychowywana w tradycji polskiej rodzinności i religijności, moim jedynym celem było stworzenie pełnej rodziny. Uważałam, że jak się ma kochającą rodzinę to się ma wszystko, i nic nie jest ważniejsze od tego. Od 15. roku życia zmagałam się z depresją, która zaczęła się po rozstaniu moich rodziców. To była dla mnie tragedia, której nie umiałam zaakceptować. Zaczęłam brać leki, nie raz trafiałam do szpitala psychiatrycznego, moje życie było niestabilne, a ja nie wiedziałam, co mam ze sobą robić. Znieczulałam się alkoholem i substancjami zmieniającymi świadomość, żeby stłumić ból, jaki odczuwałam w związku z sytuacją w domu. Miałam epizody samookaleczania się i ze względu na wiele zaległości w szkole przeszłam na indywidualny tok nauczania. Mimo wielu trudności doświadczanych w liceum, nie poddałam się, zdałam maturę i wyjechałam z Polski. Poczułam, że może w Londynie ułożę sobie życie, że może jeszcze coś ze mnie będzie. W międzyczasie zmagałam się też z zaburzeniami odżywiania i niskim poczuciem własnej wartości. Zawsze czułam, że jestem gorsza, brzydsza i grubsza od innych dziewczyn. Wchodziłam w relacje, które mi nie służyły, bo byłam tak spragniona rodziny, miłości i ciepła, że wszelkie okruchy zainteresowania jawiły się w moich oczach jak wielka miłość. W Anglii przez rok pracowałam jako kelnerka, pierwszy raz w życiu doświadczając ciężkiej, fizycznej pracy i mobbingu. Wróciłam więc do Polski, żeby zdobyć jakiś lepszy zawód. Po krótkim kursie masażu, zafascynowana ludzką fizjologią, zapisałam się na fizjoterapię i w 2014 roku uzyskałam tytuł licencjata. W Polsce czułam się jednak nieswojo, wracała do mnie cała przeszłość i wciąż nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Znowu wyjechałam do Anglii. Pomyślałam, że może teraz po studiach mi się uda, ale jak tylko zapoznałam się z procesem rejestracyjnym specjalistów z innych krajów to się przeraziłam, poczułam, że nie mam szans, że nie umiem aż tak dobrze języka angielskiego i się poddałam. Wybrałam bezpieczniejszą drogę i złożyłam dokumenty do agencji opiekunek. Sporo się tam nauczyłam, o życiu, o nierównym traktowaniu ludzi, o pokorze i wdzięczności za zdrowe nogi i sprawne ciało. Jednak długie godziny pracy, samotność, obciążenie psychiczne i fizyczne spowodowały, że stany depresyjne wróciły. Pomyślałam, że jeśli nie mam rodziny, to po co to wszystko, jak nie mam do kogo wracać po ciężkim dniu, ile tak można wytrzymać? Zaczęłam więc szukać, kogoś kto mnie w końcu pokocha i z kim będę mogła założyć tą szczęśliwą, pełną rodzinę. Szukałam na ślepo i ze wszystkich sił. Znalazłam. Zakochałam się do szaleństwa. W 2016 roku zdecydowałam, że odstawiam leki (do tego czasu przez około dekadę z przerwami korzystałam z farmakologicznego wsparcia) i chcę oddać się rodzinie w pełni. Myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi, że od teraz już wszystko się ułoży, że dam z siebie wszystko i będziemy żyć długo i szczęśliwie. W styczniu 2017 roku odbył się ślub, w maju 2017 roku mąż zniknął a ja znalazłam się na samym dnie rozpaczy rozpoczynając drugi trymestr ciąży. Mój świat znowu się zawalił. Miałam najczarniejsze myśli, nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu, jakby mi rozdzierało ciało. To był moment mojej największej traumy i przebudzenia, bez którego nie byłoby mojej transformacji ani tej książki. Wróciłam do Polski, odmówiłam brania leków, bo nie chciałam już wracać do tego co było, bojąc się także, że zaszkodzę dziecku. Poczucie winy, które wtedy odczuwałam było prawie nie do udźwignięcia, wiele godzin przepłakałam na leżąco nie mając siły stać o własnych nogach. Brak odzewu ze strony ojca mojego dziecka był dla mnie ostatecznym potwierdzeniem tego, że coś skończyło się na zawsze i teraz tylko ode mnie zależy życie moje i mojego dziecka. Sytuacja była patowa, brak własnego mieszkania, dług na karcie kredytowej, który zaciągnęliśmy zaraz po ślubie i zero perspektyw na poprawę sytuacji. Musiałam coś zrobić. Wspólnie z moją mamą podjęłyśmy decyzję, że ona zajmie się moim synem przez jakiś czas a ja, najszybciej jak to możliwe, zorganizuję nam mieszkanie w Londynie, gdzie jako samotna matka będę miała więcej możliwości na godne życie niż w Polsce. Pracowałam po 12 godzin 7 dni w tygodniu, żeby jak najszybciej pozbyć się długu i zaoszczędzić pieniądze na depozyt na mieszkanie. Wtedy zaczęłam wdrażać samodyscyplinę do mojego życia. Zaczęły się wczesne pobudki, mobilizacje i coraz więcej autorefleksji. W czerwcu 2018 r przywiozłam swoje dziecko do nowo wynajętego mieszkania. Lokal pozostawiał wiele do życzenia, był na trzecim piętrze bez windy, miał nieszczelne okna, znajdował się zaraz nad wielkim skrzyżowaniem, ale dla mnie był to pierwszy prawdziwy sukces w życiu. Prowadząc Piotrka w wózku zaraz po przyjeździe do Anglii, płakałam rzewnymi łzami z radości, że mam swoje dziecko w końcu przy sobie, ale także z bólu, zmęczenia i poczucia winy, że tak długo mnie przy nim nie było. Wkrótce przeprowadziliśmy się w lepsze miejsce i zaczęłam myśleć co dalej…Utrzymywałam się z zasiłku, który potraktowałam jako kredyt zaufania a nie cel sam w sobie, męczyło mnie to. Zaryzykowałam i postanowiłam zrobić magistra z rehabilitacji sportowej. W międzyczasie wydarzył się Covid, uczelnia przeszła w tryb on-line a ja zaczęłam jeszcze intensywniej myśleć i czytać trzymając się moich nowych zasad życia (samodyscyplina miłości). Co dalej z nami? Co po studiach? A co, jeśli znowu wybuchnie pandemia? Jakie życie chcę dać Piotrkowi? Jakim przykładem chcę dla niego być? Czy praca w szpitalu to jest to co chcę robić? Zaczęłam jeszcze więcej czytać, notować, słuchać i ostatecznie podjęłam decyzję o otworzeniu swojej działalności w 2020 roku. Poszłam za głosem serca, zaryzykowałam i na mediach społecznościowych zaczęłam dzielić się z ludźmi informacjami, które systematycznie zmieniały moje życie na lepsze. Bez przygotowania, bez wiedzy biznesowej, bez wielkiego planu, w poczuciu nieprzygotowania i braku gotowości, oddałam nowemu projektowi całe swoje serce. Przez dwa lata moje wysiłki nie przynosiły żadnych korzyści finansowych, ale już wiedziałam, że zyski to nie tylko pieniądze, rozwijałam się coraz bardziej z dnia na dzień, wiedziałam, że to co robię wypływa z mojego serca, jest słuszne i służy ludziom. Odnalazłam swoje powołanie. Zbudowałam działalność internetową, która dziś pomaga tysiącom ludzi, tworzę programy, cały czas starając się wspierać ludzi w ich drodze dążenia do budowania lepszego życia. Dzięki samodyscyplinie miłości zmieniłam swoje nawyki myślenia, odżywiania, całą codzienność, przekonania o sobie, świecie, finansach, otworzyłam się na totalną transformację, która wniosła wiele dobra w życie moje i innych ludzi. Doświadczyłam po drodze wielu zmagań i przeciwności, ale one mnie już nie tylko nie zatrzymały, ale jeszcze bardziej wzmocniły. Zmieniłam całkowicie swoją relację do trudu, który dziś stanowi dla mnie nieodłączną część życia tak jak noc stanowi nieodłączną część doby. Cały czas pracuję nad sobą i tak już pozostanie. Doświadczyłam tego, że człowiek jest kowalem swojego losu, że wiele dzieje się poza naszą kontrolą, ale nikt nigdy nie odbiera nam wolnego wyboru względem reakcji do tego co się wydarza. Samodyscyplina miłości to objęcie pełni kontroli nad tym na co mam wpływ i odpuszczenie tego co jest poza moim zasięgiem.
Miałam wybór, mogłam zostać na dnie swojego życia, utopić się w swoim bólu i pogrzebać wszelkie szanse na poprawę albo wziąć odpowiedzialność i uczynić go początkiem nowego, lepszego rozdziału mojego życia. Wybrałam to drugie…i Ty też możesz.